Mała kraina psów, gdzie wszystko jest piękne.
Marlena westchnęła, zrobiło jej się smutno. Zaczęła się powoli skradać w stronę Rao.
Offline
Marlena wstała z trawy. Otrzepała się i wtem... przypomniała sobie... wspomnienia zaczęły do niej wracać niczym bumerang, kiedy je odrzuciła, chcąc zapomnieć...
- Ja... wiem prawdę...
Przełknęła ślinę, a do jej oczu napłynęły łzy...
- To wy... to wy... TO PRZEZ WAS NIE MIAŁAM NIGDY DOBREGO I SZCZĘŚLIWEGO DZIECIŃSTWA!
Krzyknęła, zaczęła płakać.
- Ale pokażę ci... pokażę, że popełniłeś błąd!
Offline
Marlena przełknęła ślinę.
- Obiecaj mi... obiecaj mi... że jeżeli pokażę ci prawdę... nie zabijesz mnie...
Przełknęła ślinę...
- W-wiem... wiem kto zabił twoich rodziców...
Offline
Marlena podeszła do niego bliżej. Te same motylki, które pokazywały się przy ryku, otoczyły Rao. Mógł teraz widzieć wszystko, co widziała za szczenięcia Marlena. Gaynę-morderczynię. Ciała rodziców Rao i Ritty, ciała rodziców Marleny. I krew na pysku Gayny. Wtem mógł ujrzeć skuloną w kącie białą, suczkę. Zakryła głowę łapkami i głośno płakała.
Offline
Marlenka skończyła. Spojrzała na niego z gniewem w oczach.
- Po tobie nie spodziewam się jednak wdzięczności... dzięki tobie jednak odkryłam tego, kto... sprawił, że jestem tu...
Odwróciła się, jakby miała zamiar odejść, bardzo bolało ją serce.
Offline
Marlenka podeszła do Gayny... czy ona na pewno nie żyje? Dotknęła jej łapą.
Offline
Marlena usiadła przy niej. Uśmiechnęła się kpiąco.
- Nie udawaj... znam te twoje sztuczki, Gayno...
Offline